Tokio
Srebrny medal rzutem na 64,61m zdobyła Maria Andrejczyk, oszczepniczka LUKS Hańcza Suwałki na olimpiadzie w Tokio. Oszczepniczkę wyprzedziła Chinka Liu Shiving – 66,34. Trzecia była Australijka Kelsey-Lee Barber – 64,56.
Tuż po rzutach w wywiadzie dla TVP SPORT zawodniczka nie kryła łez. Jak powiedziała, nie czuła się dziś sobą, po raz pierwszy na rozgrzewce była niesamowicie podenerwowana; był moment agresji, ale zrobiła tyle, ile mogła i jej bark zrobił tyle, ile mógł.
– Po tych wszystkich przejściach, po czterech operacjach przez pięć lat (…) jestem z siebie dumna. Ale jest wiele rzeczy do poprawy, mam zobowiązania jako liderka tabel światowych i będę walczyć. Czas doprowadzić zdrowie do porządku, przede mną jeszcze dwa starty w tym sezonie, już jako wicemistrzyni olimpijska. Chcę więcej, znacznie więcej niż to srebro – mówiła przez łzy.
– Co prawda wynik jest słabszy niż z Rio, ale po tym wszystkim co mnie spotkało, po drodze, jaką przeszłam, uważam to za przeogromny sukces, ale i tak będę walczyć, bo do tego jestem stworzona, aby walczyć – odpowiadała na pytania Maria Andrejczyk.
Dodała, że za nią bolesna droga i nie spodziewała się, że tak ciężka droga będzie wiodła do srebra olimpijskiego.
– Cieszę się, że przebyłam tę drogę, jestem bogatsza o doświadczenie, był ból, był strach, były chwile zwątpienia, ale byli też wspaniali ludzie. Zdobyłam fantastycznych przyjaciół, którym bardzo dziękuję, bo gdyby nie ci ludzie, ciężko byłoby mi się tutaj znaleźć. Mam niedosyt, jestem zła na siebie, że mogłam tylko tyle zrobić. Za rok są mistrzostwa świata, chcę tam przyszykować naprawdę fajną formę, nie na początek sezonu, ja chcę wystrzelić tam w Oregonie. Trzymajcie proszę kciuki za zdrowie – powiedziała.
Medalistka nie kryła żalu, bo jak stwierdziła, złoto było w zasięgu. Jak dodała, srebro jest spoko, ale jej nie wystarcza. Na koniec dziękowała rodzinie, przyjaciołom, znajomym, kibicom, sponsorom, lekarzom, fizjoterapeutom. Pozdrawiała Sejny, Suwałki i całą Polskę.