Suwałki
– Wszyscy się boją, ale osoby zamieszkałe z dala od rosyjskiej granicy są nieświadome – mówi Anna Samoilenko, prezes Związku Ukraińców w Suwałkach.
Szefowa związku prognozuje, że dopóki nie wybuchnie wojna, liczba jej rodaków w Suwałkach się nie zmieni. Dodaje, że większość z kilku tysięcy Ukraińców, którzy mieszkają i pracują w Suwałkach, pochodzi z zachodu kraju, a tam poczucie zagrożenia wojną jest inne, niż na wschodzie.
Z Anną Samolienko rozmawialiśmy w związku z kolejnymi doniesieniami o rosnącym poczuciu zagrożenia wojną na wschodzie Ukrainy. Światowe media informują o zgromadzeniu znacznych sił rosyjskich przy ukraińskiej granicy i groźbie konfliktu zbrojnego. Prezes przyznaje, że poczucie strachu rośnie, ale głównie na wschodzie jej kraju. Jak opowiada, mieszkańcy tych terenów mają spakowane walizki na wypadek wybuchu wojny. Część osób jest gotowa zostać i walczyć.
Anna Samolienko zaznacza, że mieszkańcy wschodniej Ukrainy wyjeżdżali w poszukiwaniu pracy głównie do Rosji, dlatego na początku ewentualnego konfliktu Polska nie zauważy migracji.
Co więcej, w ocenie Anny Samolienko, w razie wojny migracja zarobkowa może być nawet mniejsza. Pamięta 2014 rok, kiedy wielu Ukraińców chciało walczyć. Nie wiadomo, jak byłoby teraz, bo jej rodacy są już zmęczeni całą sytuacją. – Nikt nie mówi o tym, ale wojna idzie – stwierdza prezes.
Ostatnie szacunki mówią, że w Suwałkach mieszka i pracuje około trzech tysięcy Ukraińców.