Królowa polskiej piosenki, Maryla Rodowicz, zaprosiła Mroza, jedną z największych współczesnych gwiazd, do nagrania wyjątkowej wersji „Sing-Sing”.
Zaproszenie na nową płytę Maryli Rodowicz, ikony polskiej muzyki jest jednym z tych, których się nie odmawia i które jest dla mnie nadzwyczaj wyjątkowe. Przebojowy dorobek Królowej imponuje – nie mniej niż jej charyzma, otwartość i zaangażowanie. Bardzo dobrze pamiętam płyty winylowe i kasety, które mieliśmy w domowej kolekcji. Nigdy bym nie przypuszczał, że będziemy mogli razem posiedzieć w studio, popracować, pogadać, a przede wszystkim dać nowe życie jednej z moich ulubionych piosenek Maryli, czyli „Sing-Sing”
– wyznaje Mrozu.
Do pierwszego spotkania doszło w moim domu. Piękna pogoda, słońce, ogród. Przy ogromnej ilości naleśników z serem, padały z mojej strony propozycje utworów dla Mroza. Stanęło na „Sing – Sing”. To popołudnie od razu przerodziło się w małe jam session. W studio Łukasz od razu wiedział czego chce, pokierował mną jak małą dziewczynką. Od początku miał wizje tego numeru i konsekwentnie ja realizował. Zaufałam mu i nie żałuję
– wspomina Maryla.
Mam nadzieję, że nowa wersja będzie interesująca dla starszych fanów utworu jak i pozyska zupełnie nowych
– dodaje Mrozu.
Tworząc teledysk do Sing Sing inspirowałem się przede wszystkim wspaniałymi animacjami czołówek filmów z Jamesem Bondem. Nie chciałem pokazywać historii, krótkiej fabułki, tylko serię obrazków, winietek, które stworzą zadziorny klimat, pokażą Sing-Singa jako gangstera, stworzą dramatyczną atmosferę. Od strony wizualnej klip ten to hommage do animacji i grafiki lat 70-tych i 80-tych: chciałem, żeby stop klatki z filmu wyglądały jak okładki winyli z tamtych czasów. Czyli kolaże z niedoskonale wyciętymi postaciami, mocne kolory i bombastyczna, hipisowska typografia
– wspomina Michał Sierakowski.