Obietnica krystalicznie czystego dźwięku, bez irytującego szumu wentylatora czy miejskiego zgiełku, jest niezwykle kusząca. Żyjemy w świecie pełnym akustycznych zakłóceń, gdzie klawiatura stuka głośniej niż nasze myśli, a szum komputera stał się tłem codzienności. Producenci prześcigają się w zapewnieniach o „studyjnej jakości” w domowym zaciszu, głównie dzięki funkcji redukcji szumów. Ale czy ta technologia to faktyczny przełom w audio, czy raczej sprytne oprogramowanie, które więcej obiecuje, niż daje?
ENC, czyli jak technologia próbuje oszukać fizykę
Sekret działania większości systemów redukcji szumów (ENC – Environmental Noise Cancellation) tkwi w cyfrowym przetwarzaniu sygnału. Najprostsza forma to pasywna izolacja, czyli fizyczna budowa mikrofonu i gąbki, która tłumi dźwięki otoczenia. Prawdziwa innowacja zaczyna się jednak przy aktywnej redukcji. Zaawansowane mikrofony często wykorzystują nie jeden, a kilka przetworników, tworząc tak zwaną „matrycę”. Jeden z nich skupia się na przechwytywaniu głosu użytkownika, podczas gdy pozostałe nasłuchują dźwięków tła. Następnie wyspecjalizowany procesor (DSP) analizuje oba sygnały, identyfikuje niechciane zakłócenia i aktywnie je eliminuje, zanim dźwięk trafi do odbiorcy.
Magia DSP czy tylko marketingowy chwyt?
Trzeba jasno powiedzieć – tak, to działa, ale niemal nigdy nie jest to stuprocentowa eliminacja hałasu. Redukcja szumów działa w sposób wybiórczy i najlepiej radzi sobie z dźwiękami o stałej częstotliwości. Będzie świetnym rozwiązaniem w przypadku monotonnego buczenia lodówki, szumu klimatyzacji czy jednostajnego warkotu wentylatorów komputera. Problemy zaczynają się, gdy w tle pojawią się dźwięki nagłe i nieregularne, takie jak szczekanie psa, dzwonek telefonu czy głośna rozmowa innej osoby w pokoju. Czasami zbyt agresywne algorytmy mogą również negatywnie wpływać na sam głos, czyniąc go metalicznym lub pozbawionym ciepła. Dlatego dobry mikrofon musi inteligentnie balansować między siłą tłumienia a zachowaniem naturalnej barwy głosu.
Redukcja szumów – kiedy warto w nią zainwestować?
Wszystko sprowadza się do realnych potrzeb użytkownika i akceptacji pewnych kompromisów. Mikrofony z aktywną redukcją szumów sprawdzają się doskonale, gdy otoczenie jest akustycznie trudne, a my nie mamy nad nim kontroli. Priorytetem jest wtedy czytelność mowy, a niekoniecznie jej studyjna, pełna niuansów jakość. Są one świetnym rozwiązaniem dla:
- graczy i streamerów, którzy chcą, aby widzowie słyszeli ich komentarz, a nie mechaniczny stukot klawiatury;
- osób pracujących zdalnie, uczestniczących w licznych wideokonferencjach w domowych warunkach;
- twórców nagrywających vloga w głośnym, miejskim otoczeniu, gdzie liczy się szybkie uchwycenie materiału.
Natomiast audiofil lub lektor poszukujący nieskazitelnej jakości nagrania powinien raczej wybrać mikrofon o świetnej charakterystyce i zadbać o adaptację akustyczną pomieszczenia. W profesjonalnych zastosowaniach precyzyjna kontrola nad dźwiękiem w postprodukcji jest znacznie cenniejsza niż automatyczne algorytmy.
Mikrofony z redukcją szumów to nie magiczne różdżki, które wyciszą cały świat, pozostawiając tylko nasz głos. To wyrafinowane narzędzia, które wykonują konkretne zadanie – poprawiają zrozumiałość mowy w niesprzyjających warunkach. Działają, ale warto mieć też świadomość ich ograniczeń – pozwala to uniknąć rozczarowania i wybrać sprzęt idealnie dopasowany do naszych oczekiwań.
Artykuł sponsorowany











